czwartek, 7 sierpnia 2014

Prolog: "Nie ma drogi bez końca. Nie ma ucieczki bez powrotu."

Rozdział został napisany przy:

        Gorące za dnia, buzujące życiem miasto Los Angeles nocą zamienia się w chłodną wylęgarnię dilerów, morderców i gwałcicieli, w której, aby przetrwać, należy mieć przy sobie przynajmniej jedną z trzech rzeczy: pieniądze na narkotyki, narkotyki, albo broń. Radość dnia ustępuje wrogości nocy w raz z zachodem słońca i z taką samą łatwością całe to zło wpełza z powrotem w najmroczniejsze zakamarki ludzkich dusz, aby ukryć się przed jego światłem. W ciemności nikt nie jest bezpieczny. 

        Wysoki mężczyzna opierał się o ścianę jednego z wielu budynków Los Angeles. Jedną nogę miał zgiętą w kolanie, kaptur naciągnięty na głowę, a dłonie schowane do kieszeni spodni. Uważnie obserwował każdego przechodnia, który go mijał, nawet nie zwracając na niego uwagi. Mimo, że nie raz brał udział w podobnej akcji, w jego sercu gościł niezmierzony strach... Czekał na tego jednego, konkretnego mężczyznę, któremu miał sprzedać kilka działek. Spóźniał się już dobrych kilkanaście minut, a on nie miał najmniejszego zamiaru dłużej na niego czekać.

         Zmrużył oczy, widząc z daleka znajome postacie. Spuścił głowę, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej. Nie powinno ich tu być, ponieważ obecność tych dwóch zawsze przyciągała spore kłopoty, na które on nie mógł sobie pozwolić. Rozejrzał się na boki i kiedy nie zobaczył klienta postanowił przystąpić do jak najszybszego odwrotu, a szefowi wymyśli jakieś usprawiedliwienie tak, jak robił to za każdym razem.

         Przyspieszył znacznie kroku, kiedy mężczyźni ruszyli za nim. Chciał dzisiaj uniknąć jakichkolwiek konfrontacji i jak najszybciej wrócić do domu, ponieważ obiecał swojej siostrze całą noc dla nich. Tym razem nie mógł jej zawieść – całkiem by w niego zwątpiła. Zaczął biec, napędzany rosnącą paniką i co raz większą ilością adrenaliny, kiedy tylko zauważył błysk lufy pistoletu w słabym świetle ulicznej latarni. Niebo było dzisiaj mocno zachmurzone, a księżyca nie dało dostrzec się w ogóle.

         Przeskoczył przez płot, nie zatrzymując się nawet na chwilę. W jego myślach krążyło tylko jedno pytanie, paraliżujące mózg i uwalniające okrutną niepewność, wypełniającą ciało niczym rzeka nowe koryto: czy wyjdzie z tego cało. Nie mógł jednak zbyt długo się nad tym zastanawiać, ponieważ wrogowie deptali mu po piętach, a w oddali dało się już usłyszeć kilka wystrzałów z rewolwerów. W biegu wyjął telefon i napisał szybką wiadomość do siostry, że nie będzie go dzisiaj w domu, a kilka sekund później bateria całkowicie się rozładowała. Zaklął szpetnie pod nosem, mając nadzieję, że w razie czego posiada jakieś drobne w kieszeniach. Musi przecież jakimś cudem skontaktować się ze swoim pracodawcą, czy też jego ludźmi, wzywając pomocy.

         Krzyknął głośno, kiedy kula trafiła go prosto w łydkę. Nie poddał się jednak i w dalszym ciągu dążył przed siebie, starając się nie patrzeć w tył, jednak ból bardzo go spowalniał.  Zacisnął mocno zęby i pięści, kuśtykając, lecz próbując nie ciągnąć zranionej nogi całkowicie po ziemi. Od tego może zależeć jego życie i to, czy jeszcze kiedykolwiek będzie dane mu zobaczyć swojego małego aniołka, którym obiecał się opiekować. To właśnie dla niej stał się członkiem „mrocznego świata”. Pomimo tego, że w gangu działa już od kilku lat, to w dalszym ciągu nie posiada zbyt ważnej pozycji. Wiedział jednak, że już za późno na zrezygnowanie z czegokolwiek, co związane z przestępczością. Jeśli odszedłby od swojego obecnego szefa, to musiałby się zaciągnąć do innej grupy, żeby tamten go nie zabił, albo, co gorsza, nie chciał zemścić się na jego siostrze. Jednak takie działanie byłoby bardzo ryzykowne, ponieważ w takich sytuacjach łatwo wywołać prawdziwą wojnę. 

         Ona nie wiedziała o niczym, co jest z tym związane i starał się z całych sił, żeby dalej tak pozostało. Nie zasługiwała na to, co on przechodził, przechodzi i najprawdopodobniej już do końca życia będzie przechodzić. Dziewczyna nie dociekała, skąd biorą pieniądze na życie. Po prostu w pełni mu ufała i dziękował jej za to całym sobą, ale nienawidził samego siebie za to, że tak bardzo ją okłamuje.

         W końcu po godzinie biegu lub na prawdę szybkiego, w miarę możliwości, marszu, znalazł się za samymi przedmieściami, gdzie rozpostarła się przed nim nieograniczona płaszczyzna piasków pustyni. Przystanął na chwilę, zawahał się. Może istnieje jakieś inne wyjście z tej chorej sytuacji? Wystrzał z pistoletu, po którym kula uderzyła w słup zaraz obok jego głowy, skutecznie przywrócił mu świadomość, którą na kilka sekund zastanowienia stracił. Nawet, jeśli istnieje jakiekolwiek inne wyjście, to on nie ma już czasu na wymyślanie go. Odetchnął głęboko, ponownie zaczynając biec, pomimo cholernego bólu w prawej łydce. Żadnej rośliny, głazu ani pagórka. Żadnych szans na ratunek...

~*~*~

Słów kilka od Cassie A.:
Oto i pojawia się w magiczny i niewyjaśniony sposób prolog nowego opowiadania. Pomysł na nie zrodził się praktycznie przed chwilą, ale mam nadzieję, że ktoś zakocha się w choć jednym z bohaterów.

Słów kilka od Evansika:
Jak już powiedziała Cassie pomysł tworzył się baaardzo długo (dwa, może trzy dni) i w końcu udało nam się z niego stworzyć koncepcję, która na razie istnieje jedynie w notesiku A. To ona jest główną pomysłodawczynią (istnieje w ogóle takie słowo?), a ja jedynie robię tutaj za zbędny balast i ewentualnie sprawdzam błędy.
Rozdziały pojawiać się będą nieregularnie, Amen.

1 komentarz :

  1. Przeczytałam, aczkolwiek mnie nie wciągnęło. Niemniej jednak czekam na rozwój akcji i kolejne rozdziały.

    OdpowiedzUsuń

Hope Land of Grafic