poniedziałek, 15 września 2014

Rozdział Pierwszy: "Strach o bliskie osoby odbiera zdolność logicznego myślenia."

         Czerwonowłosa dziewczyna przemierzała ciemne ulice, lekko pochylona, z dłońmi włożonymi w kieszenie czarnych spodni i kapturem naciągniętym na głowę. Od jakiegoś czasu miała wrażenie, że jest obserwowana. Nie chciała w to wierzyć, jednak szósty zmysł cały czas pozostawał uruchomiony i wyczulony na nieprzyjazne bodźce. Ciężkie kroki, kilkukrotnie głośniejsze od kroków dziewczyny, odbijały się echem od ścian brudnych bloków w jednej z tych gorszych dzielnic tego pięknego miasta.. Przystanęła na chwilę, żeby upewnić się, że ogon idzie właśnie za nią.

        Kiedy w jej uszach zaczęła dzwonić cisza, wznowiła chód, skręcając w jedną z uliczek i od razu zaczynając biec.

        Pierwszym, co zrobiła po szczęśliwym dotarciu do domu, było zamknięcie drzwi na wszystkie możliwe zamki i upewnienie się, czy zanim wyszła, nie zostawiła otwartych okien. Los chciał, z czego bardzo się później cieszyła, że wychodząc, zadbała o zamknięcie okien i uniknięcie przeciągów. Zatem, szybko zdjęła bluzę i rezygnując z prysznica, wskoczyła w wygodną koszulkę, po czym zanurzyła się w czystej pościeli na średnio wygodnym dwuosobowym łóżku o czarnej, fantazyjnie wykonanej z metalu ramie. Po przeżyciach ostatnich kilkudziesięciu minut odpłynęła w objęcia Morfeusza bardzo szybko.

        Kiedy kolejny dzień całkiem się już zbudził i ordynarnie, wręcz zapukał do odsłoniętego okna przy pomocy promieni słońca, które musnęły jednocześnie delikatną twarz rudowłosej, ta, nie mając innego wyboru wstała z łóżka, przeciągnęła się intensywnie i wyszła z pokoju. Nadzieja na ujrzenie ukochanego brata podczas przyrządzania ich ulubionego śniadania od razu wypełniała jej klatkę piersiową silną radością, która pieściła jej wnętrze i otulała serce, wywołując szeroki uśmiech na twarzy. Niestety, rozczarowanie przyszło szybciej niż myślała, gdyż nie musiała nawet otwierać drzwi do kuchni, aby przekonać się, że na pewno nikt nie smaży tam bekonu, ani nie gotuje wody na pyszną herbatę Earl Grey. Odwróciła się zatem na pięcie i za cel obrała sypialnię chłopaka. Nie wiedząc, czy nie śpi, zachowywała się tak cicho, jak tylko umiała, jednak jak się przekonała, nie było to wcale konieczne. Łóżko świeciło pustkami, nawet nie rozłożone.  Przez chwilę nie wiedziała co o tym myśleć. Oparła dłonie na biodrach i bezradnie rozejrzała się po pomieszczeniu, zatrzymując wzrok dopiero na oknie. Nie zmieniając położenia rąk powili podeszła do szyby i wyjrzała wprost na ulicę. Ludzie przechodzili prostym chodnikiem, spiesząc się mniej lub bardziej, ale uwagę dziewczyny zwrócił ktoś, kto nie spieszył się w cale... Zakapturzona postać w okularach przeciwsłonecznych, opierająca się o swój czarny, okazały motocykl, niby przypadkiem zerkała wprost w okno jej mieszkania. Odeszła krok od białej firanki, w obawie, że mężczyzna może znaleźć to czego szuka. Nagle z pokoju obok dał się słyszeć dźwięk wibrującego telefonu, który wystraszył ją tak, że wszystko w w żołądku ścisnęło się na sekundę, a jej ciało, wbrew woli odskoczyło od okna. Gdy zorientowała się, że wystraszyła się własnej, w dodatku rozładowującej się komórki, uśmiechnęła się blado i ruszyła z powrotem do swojego pokoju.

          Telefon spoczywał w najlepsze na stoliku tuż obok łóżka. Leżał tak od wczorajszego obiadu, kiedy chciała go zabrać, idąc na spotkanie z przyjaciółką, lecz zapomniała o nim zupełnie w pośpiechu zmieniając zaplamioną tłuszczem bluzkę i wybiegając, łapiąc jedynie torebkę. Urządzenie znów wydało charakterystyczny dźwięk. Nie czekała dłużej. Chwyciła starszy model nokii i sprawdziła wiadomości. Kilka od Michelle, kilka nieodebranych, nie ważnych  połączeń i... SMS od Matta... Nie wróci na noc...

            Ale dlaczego? Przecież nigdy mu się to nie zdarzało. Owszem, wracał późno, czasami nawet wraz ze wschodem słońca, ale zawsze, przynajmniej część nocy, lub wczesnego poranka spędzał w domu.  Martwiła się o niego cholernie i nie chciała dopuścić myśli, że mogło mu się cokolwiek stać. To on utrzymywał ich dwóję i tylko on jej został, odkąd rodzice zginęli w wypadku. Gdyby Matthew nie wrócił nie miałaby już nikogo i zostałaby sama na tym okrutnym świecie...

             Wreszcie postanowiła działać. Wzięła ekspresowy prysznic, wysuszyła i ubrała w dżinsy i koszulkę. Makijaż uznała za całkiem zbędny, dlatego założyła ciemne okulary. Po drodze zgarnęła do sportowej, niewielkiej torebki portfel i ledwo działający telefon i prawie biegiem udała się do wyjścia. Otworzyła drzwi i... 

- Dzień dobry, czy mam przyjemność z Panią Evelyn Beaverbrook? - zapytał jeden, z dwóch policjantów, wyglądający na żółtodzioba, który jeszcze przed chwilą znieruchomiał z ręką uniesioną w górę i zamiarem zapukania.

- Tak - wycedziła zdziwiona, szeroko otwierając oczy, jednak, po chwili ucieszyła się z wizyty pana władzy, ponieważ oszczędził jej wyprawy na komisariat przez miasto. - W czym problem?

- Mamy powody przypuszczać, że pani brat... - zawahał się widząc blednącą twarz dziewczyny. Odchrząknął. - Czy to należy do niego? - mężczyzna wyciągnął dłoń z oprawionym w folię czarnym portfelem, który Evelyn niestety szybko rozpoznała. 

- Tak, to jego portfel. Może panowie wejdą?

- Dziękujemy, to nie będzie konieczne - rzucił chłodno, starając się uniknąć powiedzenia kobiecie, że być może  jej brat zginął... - Znaleźliśmy go wczoraj na przedmieściach miasta, kiedy jeden z tamtejszych mieszkańców zawiadomił nas o strzelaninie. Natknęliśmy się też na liczne ślady krwi...

         We wnętrzu Evelyn coś się posypało.. Jakby ściany jej żołądka, płuc, serca i wątroby zaczęły pękać, zlewać się ze sobą i napierając na siebie co raz bardziej, zaczęły tworzyć jeden zlepek organów, który dziewczyna chciała zwyczajnie wypluć. 

- Czy... Czy mogę zatrzymać portfel? - słowa więzły jej w gardle, ale zdołała zadać to jedno pytanie. Policjant oddał jej torebkę, potrzebnie lub nie, przeprosił za najście i zniknął na klatce schodowej. 

         Evelyn opadła ciężko na sofę w salonie, zaciskając dłonie na skórzanym portfelu brata, który dostał od ojca, jeszcze przed wypadkiem. Przez chwilę zastanawiała się, czy może to ten czarny, lekko zniszczony przedmiot sprowadza na jej bliskich same katastrofy, ale przegoniła infantylne myśli. Wydobyła go z foliowej torebki i obróciła w palcach. Jednocześnie po jej policzki spłynęła łza. Wyobraziła sobie, jak jej brat leży na środku ulicy w kałuży krwi, a nad nim stają jego oprawcy i dobiją konającego kopnięciami. Musiała potrząsnąć głową, żeby pozbyć się tej makabrycznej wizji... Wreszcie otworzyła portfel i przejrzała to co w nim zostało, czyli jakieś nie ważne karty zniżkowe, kupony i paragony. Wyciągnęła jedną z plakietek, na której widniała nazwa ich ulubionej lodziarni, jeszcze z czasów dzieciństwa, a na jej kolanach wylądował świstek z nabazgranym na szybko tekstem. Zdziwiona podniosła karteczkę i niewielkim trudem odczytała zawartą na niej informację. 

Adres. Adres człowieka, który być może wie co się stało z jej kochanym bratem... 

~*~*~

         Evelyn szybkim krokiem przemierzała ulice Los Angeles, starając się nie rozmyślać nad tym, czego dowiedziała się od policjantów. Cały czas usiłowała wmówić sobie, że to nie krew jej brata znajdowała się na tej cholernej ulicy, a portfel zgubił, po prostu przechodząc. Nie mógł jej od tak po prostu zostawić, ponieważ obiecał, że zaopiekuje się nią do końca życia. 

         Zatrzymała się na przystanku autobusowym, uważnie obserwując twarze wszystkich ludzi, stojących dookoła niej. Podświadomie szukała w nich wszystkich swojego brata, chociaż nie chciała przyznać się do tego sama przed sobą. Westchnęła ciężko, uznając że popada w paranoję i schowała dłonie do kieszeni czarnych jeansów, zaciskając je w pięści. Musi spotkać się z osobą, której adres znalazła w portfelu Matthew 'a. Gdzieś w głębi duszy czuła, że tylko ona może na prawdę jej pomóc. A ruda nie miała zamiaru poddawać się, dopóki nie odnajdzie swojego brata.

          Potrząsnęła głową, przywołując swoje myśli do porządku i w ostatnim momencie wsiadła do autobusu. Odetchnęła głęboko, uświadamiając sobie, że kilka sekund nieświadomości mogło spowodować szybki spacer do pracy. Nie może się spóźniać, ponieważ szef nie wybaczyłby jej tego i wyrzucił bez wahania na zbity pysk. Już nie raz miała okazję obserwować kątem oka jego kłótnie z dziewczynami i to, jak tracą jedyny środek utrzymania.

         Rudowłosa zajęła miejsce, opierając czoło o szybę autobusową i zamykając oczy. Nie miała siły na nic. Sporą część nocy spędziła na zastanawianiu się, co może dziać się z Matt 'em. Przecież obiecał jej, że spędzą razem wieczór. Tak, jak kiedyś, kiedy byli jeszcze małymi dziećmi, a ich rodzice żyli. Chciałaby wrócić do tamtych lat.

        Nocna zmiana nigdy nie należy do najprzyjemniejszych, myślała, zawiązując na biodrach zielony fartuszek z logo Starbucksa i tłumiąc ziewnięcie. Była mocno zmęczona i nie zdolna do niczego. Większość jej myśli wciąż krążyło nad wielkim Los Angeles i poszukiwało Matthew. Czuła, że jego nieobecność powoli doprowadza ją do szaleństwa. Nie mogła jeść, skupić się na czymkolwiek. Jedyną rzeczą rzeczą za jaką tęskniła był sen. Jak zwykle...
Wreszcie gotowa do pracy wyszła z niewielkiej szatni i stanęła za barem. Lokal był pusty. I prawdopodobnie taki miał pozostać...

1 komentarz :

  1. Strasznie zaintrygowało mnie zakończenie. Oby tak dalej. Nie mogę się doczekać dalszego rozwoju akcji.

    OdpowiedzUsuń

Hope Land of Grafic