Czerwonowłosa dziewczyna
przemierzała ciemne ulice, lekko pochylona, z dłońmi włożonymi w kieszenie
czarnych spodni i kapturem naciągniętym na głowę. Od jakiegoś czasu miała
wrażenie, że jest obserwowana. Nie chciała w to wierzyć, jednak szósty zmysł
cały czas pozostawał uruchomiony i wyczulony na nieprzyjazne bodźce. Ciężkie
kroki, kilkukrotnie głośniejsze od kroków dziewczyny, odbijały się echem od
ścian brudnych bloków w jednej z tych gorszych dzielnic tego pięknego miasta..
Przystanęła na chwilę, żeby upewnić się, że ogon idzie właśnie za nią.
Kiedy w jej uszach zaczęła dzwonić cisza, wznowiła chód,
skręcając w jedną z uliczek i od razu zaczynając biec.
Pierwszym, co zrobiła po szczęśliwym dotarciu do domu, było zamknięcie
drzwi na wszystkie możliwe zamki i upewnienie się, czy zanim wyszła, nie
zostawiła otwartych okien. Los chciał, z czego bardzo się później cieszyła, że
wychodząc, zadbała o zamknięcie okien i uniknięcie przeciągów. Zatem, szybko
zdjęła bluzę i rezygnując z prysznica, wskoczyła w wygodną koszulkę, po czym
zanurzyła się w czystej pościeli na średnio wygodnym dwuosobowym łóżku o
czarnej, fantazyjnie wykonanej z metalu ramie. Po przeżyciach ostatnich
kilkudziesięciu minut odpłynęła w objęcia Morfeusza bardzo szybko.
Kiedy
kolejny dzień całkiem się już zbudził i ordynarnie, wręcz zapukał do
odsłoniętego okna przy pomocy promieni słońca, które musnęły jednocześnie
delikatną twarz rudowłosej, ta, nie mając innego wyboru wstała z łóżka,
przeciągnęła się intensywnie i wyszła z pokoju. Nadzieja na ujrzenie ukochanego
brata podczas przyrządzania ich ulubionego śniadania od razu wypełniała jej
klatkę piersiową silną radością, która pieściła jej wnętrze i otulała serce,
wywołując szeroki uśmiech na twarzy. Niestety, rozczarowanie przyszło szybciej
niż myślała, gdyż nie musiała nawet otwierać drzwi do kuchni, aby przekonać
się, że na pewno nikt nie smaży tam bekonu, ani nie gotuje wody na pyszną herbatę
Earl Grey. Odwróciła się zatem na pięcie i za cel obrała sypialnię chłopaka.
Nie wiedząc, czy nie śpi, zachowywała się tak cicho, jak tylko umiała,
jednak jak się przekonała, nie było to wcale konieczne. Łóżko świeciło
pustkami, nawet nie rozłożone. Przez chwilę nie wiedziała co o tym
myśleć. Oparła dłonie na biodrach i bezradnie rozejrzała się po pomieszczeniu,
zatrzymując wzrok dopiero na oknie. Nie zmieniając położenia rąk powili
podeszła do szyby i wyjrzała wprost na ulicę. Ludzie przechodzili prostym
chodnikiem, spiesząc się mniej lub bardziej, ale uwagę dziewczyny zwrócił ktoś,
kto nie spieszył się w cale... Zakapturzona postać w okularach
przeciwsłonecznych, opierająca się o swój czarny, okazały motocykl, niby
przypadkiem zerkała wprost w okno jej mieszkania. Odeszła krok od białej
firanki, w obawie, że mężczyzna może znaleźć to czego szuka. Nagle z pokoju
obok dał się słyszeć dźwięk wibrującego telefonu, który wystraszył ją tak, że
wszystko w w żołądku ścisnęło się na sekundę, a jej ciało, wbrew woli
odskoczyło od okna. Gdy zorientowała się, że wystraszyła się własnej, w dodatku
rozładowującej się komórki, uśmiechnęła się blado i ruszyła z powrotem do
swojego pokoju.
Telefon
spoczywał w najlepsze na stoliku tuż obok łóżka. Leżał tak od wczorajszego
obiadu, kiedy chciała go zabrać, idąc na spotkanie z przyjaciółką, lecz
zapomniała o nim zupełnie w pośpiechu zmieniając zaplamioną tłuszczem bluzkę i
wybiegając, łapiąc jedynie torebkę. Urządzenie znów wydało charakterystyczny
dźwięk. Nie czekała dłużej. Chwyciła starszy model nokii i sprawdziła
wiadomości. Kilka od Michelle, kilka nieodebranych, nie ważnych połączeń
i... SMS od Matta... Nie wróci na noc...
Ale dlaczego?
Przecież nigdy mu się to nie zdarzało. Owszem, wracał późno, czasami nawet wraz
ze wschodem słońca, ale zawsze, przynajmniej część nocy, lub wczesnego poranka spędzał w domu. Martwiła
się o niego cholernie i nie chciała dopuścić myśli, że mogło mu się cokolwiek
stać. To on utrzymywał ich dwóję i tylko on jej został, odkąd rodzice zginęli w
wypadku. Gdyby Matthew nie wrócił nie miałaby już nikogo i zostałaby sama na
tym okrutnym świecie...
Wreszcie
postanowiła działać. Wzięła ekspresowy prysznic, wysuszyła i ubrała w dżinsy i
koszulkę. Makijaż uznała za całkiem zbędny, dlatego założyła ciemne okulary. Po
drodze zgarnęła do sportowej, niewielkiej torebki portfel i ledwo działający
telefon i prawie biegiem udała się do wyjścia. Otworzyła drzwi i...
- Dzień dobry, czy
mam przyjemność z Panią Evelyn Beaverbrook? - zapytał jeden, z dwóch
policjantów, wyglądający na żółtodzioba, który jeszcze przed chwilą
znieruchomiał z ręką uniesioną w górę i zamiarem zapukania.
- Tak - wycedziła
zdziwiona, szeroko otwierając oczy, jednak, po chwili ucieszyła się z wizyty
pana władzy, ponieważ oszczędził jej wyprawy na komisariat przez miasto. - W
czym problem?
- Mamy powody
przypuszczać, że pani brat... - zawahał się widząc blednącą twarz dziewczyny.
Odchrząknął. - Czy to należy do niego? - mężczyzna wyciągnął dłoń z oprawionym
w folię czarnym portfelem, który Evelyn niestety szybko rozpoznała.
- Tak, to jego
portfel. Może panowie wejdą?
- Dziękujemy, to
nie będzie konieczne - rzucił chłodno, starając się uniknąć powiedzenia
kobiecie, że być może jej brat zginął... - Znaleźliśmy go wczoraj na
przedmieściach miasta, kiedy jeden z tamtejszych mieszkańców zawiadomił nas o
strzelaninie. Natknęliśmy się też na liczne ślady krwi...
We wnętrzu Evelyn coś się posypało.. Jakby ściany jej żołądka, płuc,
serca i wątroby zaczęły pękać, zlewać się ze sobą i napierając na siebie co raz
bardziej, zaczęły tworzyć jeden zlepek organów, który dziewczyna chciała zwyczajnie
wypluć.
- Czy... Czy mogę
zatrzymać portfel? - słowa więzły jej w gardle, ale zdołała zadać to jedno
pytanie. Policjant oddał jej torebkę, potrzebnie lub nie, przeprosił za
najście i zniknął na klatce schodowej.
Evelyn
opadła ciężko na sofę w salonie, zaciskając dłonie na skórzanym portfelu brata,
który dostał od ojca, jeszcze przed wypadkiem. Przez chwilę zastanawiała się,
czy może to ten czarny, lekko zniszczony przedmiot sprowadza na jej bliskich
same katastrofy, ale przegoniła infantylne myśli. Wydobyła go z foliowej
torebki i obróciła w palcach. Jednocześnie po jej policzki spłynęła łza.
Wyobraziła sobie, jak jej brat leży na środku ulicy w kałuży krwi, a nad nim
stają jego oprawcy i dobiją konającego kopnięciami. Musiała potrząsnąć głową,
żeby pozbyć się tej makabrycznej wizji... Wreszcie otworzyła portfel i
przejrzała to co w nim zostało, czyli jakieś nie ważne karty zniżkowe, kupony i
paragony. Wyciągnęła jedną z plakietek, na której widniała nazwa ich ulubionej
lodziarni, jeszcze z czasów dzieciństwa, a na jej kolanach wylądował świstek z
nabazgranym na szybko tekstem. Zdziwiona podniosła karteczkę i niewielkim
trudem odczytała zawartą na niej informację.
Adres. Adres
człowieka, który być może wie co się stało z jej kochanym bratem...
~*~*~
Evelyn szybkim
krokiem przemierzała ulice Los Angeles, starając się nie rozmyślać nad tym,
czego dowiedziała się od policjantów. Cały czas usiłowała wmówić sobie, że to
nie krew jej brata znajdowała się na tej cholernej ulicy, a portfel zgubił, po
prostu przechodząc. Nie mógł jej od tak po prostu zostawić, ponieważ
obiecał, że zaopiekuje się nią do końca życia.
Zatrzymała się na przystanku
autobusowym, uważnie obserwując twarze wszystkich ludzi, stojących dookoła
niej. Podświadomie szukała w nich wszystkich swojego brata, chociaż nie chciała
przyznać się do tego sama przed sobą. Westchnęła ciężko, uznając że popada w
paranoję i schowała dłonie do kieszeni czarnych jeansów, zaciskając je w
pięści. Musi spotkać się z osobą, której adres znalazła w portfelu Matthew 'a.
Gdzieś w głębi duszy czuła, że tylko ona może na prawdę jej pomóc. A ruda nie
miała zamiaru poddawać się, dopóki nie odnajdzie swojego brata.
Potrząsnęła głową, przywołując
swoje myśli do porządku i w ostatnim momencie wsiadła do autobusu. Odetchnęła
głęboko, uświadamiając sobie, że kilka sekund nieświadomości mogło spowodować
szybki spacer do pracy. Nie może się spóźniać, ponieważ szef nie wybaczyłby jej
tego i wyrzucił bez wahania na zbity pysk. Już nie raz miała okazję obserwować
kątem oka jego kłótnie z dziewczynami i to, jak tracą jedyny środek utrzymania.
Rudowłosa zajęła miejsce,
opierając czoło o szybę autobusową i zamykając oczy. Nie miała siły na nic.
Sporą część nocy spędziła na zastanawianiu się, co może dziać się z Matt 'em. Przecież obiecał jej, że spędzą razem wieczór. Tak, jak kiedyś, kiedy byli
jeszcze małymi dziećmi, a ich rodzice żyli. Chciałaby wrócić do tamtych lat.
Nocna zmiana nigdy nie należy do najprzyjemniejszych, myślała, zawiązując na biodrach zielony fartuszek z logo Starbucksa i tłumiąc ziewnięcie. Była mocno zmęczona i nie zdolna do niczego. Większość jej myśli wciąż krążyło nad wielkim Los Angeles i poszukiwało Matthew. Czuła, że jego nieobecność powoli doprowadza ją do szaleństwa. Nie mogła jeść, skupić się na czymkolwiek. Jedyną rzeczą rzeczą za jaką tęskniła był sen. Jak zwykle...
Wreszcie gotowa do pracy wyszła z niewielkiej szatni i stanęła za barem. Lokal był pusty. I prawdopodobnie taki miał pozostać...
Nocna zmiana nigdy nie należy do najprzyjemniejszych, myślała, zawiązując na biodrach zielony fartuszek z logo Starbucksa i tłumiąc ziewnięcie. Była mocno zmęczona i nie zdolna do niczego. Większość jej myśli wciąż krążyło nad wielkim Los Angeles i poszukiwało Matthew. Czuła, że jego nieobecność powoli doprowadza ją do szaleństwa. Nie mogła jeść, skupić się na czymkolwiek. Jedyną rzeczą rzeczą za jaką tęskniła był sen. Jak zwykle...
Wreszcie gotowa do pracy wyszła z niewielkiej szatni i stanęła za barem. Lokal był pusty. I prawdopodobnie taki miał pozostać...
Strasznie zaintrygowało mnie zakończenie. Oby tak dalej. Nie mogę się doczekać dalszego rozwoju akcji.
OdpowiedzUsuń