niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział Trzeci: "Miejsce nieobjęte ojcowskim wzrokiem."

      Do niewielkiego pokoju przez duże okno wpadało jasne światło księżyca, który dziś okazał się w intensywnej pełni. Wyraźne cienie jakie rzucały poszczególne przedmioty wiły się po podłodze, wspinały się na szerokie łóżko i tańczyły na idealnie równych ścianach, tworząc alternatywną, bardziej interesującą wersję zwykłego świata. Z radia płynęła spokojna melodia i kojący głos Toma Waits 'a, komponujące się w ulubiony utwór pewnego mężczyzny - "Hold On". Tym mężczyzną był ojciec dziewczyny o bardzo delikatnej urodzie, krótkich blond włosach i promiennym uśmiechu, która siedziała w wygodnym, szarym uszaku z nogą narzuconą na nogę i  zamkniętymi oczami. Nie spała, lecz wsłuchiwała się dokładnie w tekst, czasami nuciła pod nosem i podśpiewywała, ale tylko dlatego, że nikt jej w mieszkaniu nie towarzyszył, a kiedy zapadała cisza, oznaczająca koniec piosenki, wstawała i zmuszała wiekowe radyjko do odtworzenia jej po raz kolejny. Tym razem, nie wróciła na swój fotel, ale podeszła do dużego okna, rozsunęła żaluzję i wyjrzała niepewnie. Zobaczyła pustą ulicę i światła ponad nią, ludzi w mieszkaniach i ciemne pomieszczenia. Przechodniów i koty. I uśmiechała się do własnych myśli, krążących wokół każdego, kogo udało jej się zaobserwować. Ale była smutna. Smutna i samotna, bo jej ojciec za bardzo się o nią martwił i zbyt mocno trzymał ją w garści. Wynajął jej mieszkanie, zadbał o ochronę, która właśnie stoi na dole, pod drzwiami i odwiedza ją prawie codziennie. Wiedziała, że ojciec ma niebezpieczną pracę i może to wpływać na nią, ale mówiła mu - nie ma już 14 lat. Poradziłaby sobie...
- Anabelle, czy wszystko w porządku? - zapukał i zapytał jeden z ochroniarzy.
- Tak, tak - odpowiedziała dźwięcznym głosikiem. - A coś się stało?
- Masz gościa. Mogę?
      Na palcach podbiegła do drzwi i otworzyła je. Jej dużym oczom ukazała się dobrze zbudowana postać Clausa, który powitał ją, standardowo, bardzo poważną miną i towarzyszącym mu zawsze, zapachem tytoniu. Dopiero, gdy Anabelle uśmiechnęła się szeroko, mężczyzna odpowiedział tym samym, ale w bardziej stonowanej wersji.
- Ty jesteś gościem? - zażartowała.
- Nie, nie... - rzucił szybko, nazbyt poważnie i odsunął się o krok, aby zrobić miejsce w polu widzenia blondynki komuś jeszcze.
- Witaj Aniołku - usłyszała głos jedynego mężczyzny, tolerowanego przez jej ojca, starszego meksykanina.
- Juan! Nareszcie! - prawie krzyknęła, uradowana. Wciągnęła go do mieszkania i zamknęła z powrotem drzwi, zupełnie nie zważając na Clausa.
- Spokojnie, nie jestem już tak młody...
     Anabelle odstąpiła mu uszak i usadowiła się na twardym materacu łóżka. Kiedy zajął miejsce przystąpiła do wpatrywania się w niego z nadzieją, tak jak dziecko wpatruje się w rodzica, który zaraz opowie mu historię na dobranoc.
- Opowiedz mi Juanie - poprosiła.
- Co mam Ci opowiedzieć, Aniołku?
- Wszystko o czym nie mówi mój ojciec - mężczyzna uśmiechnął się i z pełnym ciepła spojrzeniem przysunął się do dziewczyny i przyłożył dłoń do jej policzka.
- Chcesz wiele wiedzieć... Jesteś ciekawa, Aniołku. Ale może twoja niewiedza jest cenniejsza niż jakiekolwiek mądrości? Twój ojciec ma ważny cel i stara się do niego dążyć. Chcesz mu to utrudniać?
- Juan, mój ojciec nie musi o wszystkim wiedzieć... Proszę... Zrób to dla mnie ten jeden raz - powoli chwyciła dłoń mężczyzny przy twarzy. - Wiem, że jesteście z gangu, ale... Powiedz mi co robicie... Czy to jest bardzo niebezpieczne?
- Dałem słowo. A moje słowo, dane przyjacielowi jest nie do wzruszenia. Przykro mi, ale i tym razem muszę to przemilczeć.
     Anabelle w przypływie gniewu zerwała się na równe nogi; chodząc po pokoju i oddychając ciężko przeczesywała swoje proste włosy. Wreszcie podeszła do jednej z komód, otworzyła szufladę i po krótkich poszukiwaniach wydobyła paczkę czerwonych Marlboro i zapalniczkę. Włożyła do ust papieros i trzęsącymi się dłońmi próbowała go odpalić, lecz zapalniczka okazała się mieć inne plany. Juan, widząc to, westchnął i podniósł się z fotela, a kiedy podszedł, wyciągnął paczkę zapałek i pomógł dziewczynie.
- Dziękuję - odparła i przygryzła wargę. - Nie mów mu, że zdarza mi się zapalić, dobrze?
- Dobrze, Aniołku.
      Przez kilka następnych godzin siedzieli razem, słuchali muzyki i palili. Rozmawiali o wszystkim, z wyjątkiem tematów, które na prawdę interesowały drobną blondynkę. Niestety, Juan miał tak zwaną robotę i nie mógł dłużej towarzyszyć Anabelle. Około północy oznajmił, że ma coś do załatwienia i podniósł się z fotela, po raz drugi tego wieczoru. A ona została znów sama. Nastawiła "Hold On" i nie zważając na zapach dymu w pokoju, poszła spać.
     Rano, nie obudziły jej hałasy z ulicy, budzik, wystrzały, ani energiczne pukanie do drzwi, z czego była bardzo niezadowolona, ponieważ dwa z wymienionych odgłosów mogły znacznie przyspieszyć tempo jej nudnego życia. Obudziła się sama z siebie. Od razu wstała i udała się do kuchni po szklankę zimnego mleka, którym kochała się delektować. Usiadła na stole, wzięła łyk, a po żołądku rozlało się przyjemne uczucie chłodu. Energiczne pukanie rozległo się dopiero teraz.
Zirytowana Anabelle, niczego nie podejrzewając ruszyła przez kuchnię i salon, dotarła do hallu. Otworzyła drzwi. Stały przed nią dwie seksbomby; brunetka i blondynka. Jedna przygryzała wargę, druga bawiła się włosami. Obie na wysokich obcasach. Obie idealne. Drobna Anabelle skuliła się w sobie.
- Chanel? April? - zapytała cicho, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej. Cofnęła się o krok, otwierając szerzej drzwi i pozwalając tym samym dziewczynom na wejście do środka. To nie tak, że ich nie lubi. Po prostu w ich towarzystwie czuje się... mało atrakcyjna - to wszystko.
- We własnych osobach - zaśmiała się blondynka, opadając na miękki fotel. Włączyła telewizor, ustawiając go na jedną z ulubionych stacji muzycznych. Anabelle zamknęła wejście, po czym weszła do salonu.
- Dziś was zmusił do pilnowania mnie? - przewróciła oczami, opierając się ramieniem o framugę drzwi. Chciała iść do siebie do pokoju i przebrać się w jakiekolwiek ubrania, które nie były piżamą.
- Zmusił to za duże słowo - burknęła April, po czym postukała się palcem wskazującym w podbródek, udając że mocno się nad czymś zastanawia. - Lepszym określeniem byłoby "poprosił" - dziewczyna, wypowiadając ostatnie słowo zrobiła cudzysłów w powietrzu i uśmiechnęła się szeroko, ukazując światu dwa rządki białych zębów.
- Jeżeli nie chcecie siedzieć tutaj i się nudzić, to ja nie naskarżę tacie, że sobie poszłyście - wzruszyła ramionami, spuszczając wzrok na swoje bose stopy.
- Nie ma mowy. Dziś zamierzamy wyprowadzić cię do ludzi - Chanel podniosła się natychmiast na równe nogi i podeszła do Any, łapiąc jej nadgarstek i kierując się proso do sypialni dziewczyny. - Co prawda do wieczora mamy jeszcze jakieś pięć godzin, ale to nie znaczy, że nie możemy już zacząć się przygotowywać - dodała, odrzucając na bok torbę, której blondynka wcześniej nie zauważyła.
- Nie mogę - przeniosła spojrzenie na twarz znajomej i otworzyła szeroko oczy, kręcąc głową. - Nie chcę wpakować ani was, ani siebie w żadne kłopoty. Jeżeli mój ojciec się dowie... - zaczęła mówić, ale April nie dała jej dokończyć zdania.
- Nie dowie się - zapewniła, a na ustach szatynki pojawił się szeroki uśmiech.
          Jednak Bella w dalszym ciągu nie była w stu procentach przekonana do pomysłu swoich znajomych. Owszem, ufała im bardziej niż chłopakom (solidarność jajników robiła swoje), ale wiedziała również, do czego są zdolne. Naprawdę nie chciała stworzyć sobie problemów. Ojciec nie lubił, kiedy opuszczała swoje mieszkanie bez niego, a już szczególnie, kiedy robiła to z kimkolwiek innym, niż Juan.
         Czasami kładła się na łóżku, twarz chowając w poduszce i zaczynała tworzyć własne historie, jak mogłoby potoczyć się jej życie. Zawsze wyobrażała sobie chłopaka, z którym jest szczęśliwa do końca życia. Dobrze wiedziała, że jeżeli dalej będzie siedzieć zamknięta w czterech ścianach, to przegapi młodość i nic konkretnego nie stanie się w jej życiu. Nie chciała tego. Z całego serca pragnęła móc spędzić chociaż jeden dzień, jak normalna dwudziestojednolatka. A ten dzień wlazł właśnie do jej wyimaginowanego kalendarza.
- Dobrze. Pójdę. Ale jeżeli coś się stanie i ojciec się dowie, wyprę się wszystkiego - dziewczyny uśmiechnęły się triumfalne.
- Okej, to idź się ogarnij, a my znajdziemy Ci coś ładnego w szafie - rozkazała Chanel i zniknęła w drzwiach drugiej sypialni.
      Anabelle wyszła z łazienki owinięta ręcznikiem, wciąż boso. Kropelki chłodnej wody ciekły z mokrych włosów i przyprawiały o przyjemny dreszcz w miejscach, gdzie wyznaczały na skórze swoje szlaki. Zanim dziewczyna zdążyła się odezwać, April złapała ją pod ramię i skierowała do pomieszczenia, którym zawładnęła Chanel. Ledwo utrzymała ręcznik na miejscu. Usiadła na sofie i zaczęła przyglądać się uważne.
- Zdecydowanie nie - powiedziała twardo, kręcąc energicznie głową dla potwierdzenia swojego stanowiska, gdy dziewczyny prezentowały kolejne kreacje.
- Ana przestań, nie możesz przecież iść na imprezę w habicie! Twojego taty tam nie będzie, a czego nie zobaczy, to go nie zaboli - jęknęła zrezygnowana April, opadając na łóżko blondynki. Bella spięła się w sobie. Spuściła głowę, zaczynając uważnie przyglądać się swoim dłoniom, jakby były jakimś niedawno odkrytym przez naukowców pierwiastkiem chemicznym.
- W dalszym ciągu twierdzę, że to nie jest najlepszy pomysł. Przecież on i tak na pewno dowie się, że wyszłam gdzieś bez jego zgody, a potem wszystkie trzy będziemy miały kłopoty - westchnęła, nie poruszając się nawet o milimetr. Chanel kucnęła przed nią, kładąc jasnowłosej ręce na kolanach.
- Nie dowie się. A nawet jeśli, to weźmiemy całą winę tylko na siebie - Calder uśmiechnęła się zachęcająco. - A teraz zmykaj do łazienki i przebierz się w to, co ci tam położyłam.
         Anabelle westchnęła po raz kolejny, ale zrobiła to, o co poprosiła ją znajoma. Mimo wszystko chciała wyrwać się ze swojego małego więzienia, żeby w końcu móc normalnie przeżyć chociaż jedną dobę. Weszła do niewielkiego pomieszczenia, wyłożonego blado-różowymi kafelkami i zmierzyła wzrokiem ciuchy, znajdujące się na pralce. Zdecydowanie wolałaby ubrać się w coś, co bardziej zakryłoby jej ciało. Westchnęła zrezygnowana, zakładając na siebie wszystko i starając się obciągnąć spódniczkę jak najniżej, wyszła z łazienki, narażając się tym samym na krytyczny wzrok dwóch dziewczyn, które również były już gotowe.
- Idealnie, a teraz szybko wychodzimy, bo chłopaki właśnie zmieniają wartę - April złapała nadgarstek zdezorientowanej blondynki i wyciągnęła ją z mieszkania nie czekając nawet na to, żeby wzięła kurtkę. Tym miała zająć się Chanel, bo jej nie dotyczy zakaz opuszczania czterech ścian.
       Z racji tego, że impreza miała zacząć się dopiero za dobrych kilka godzin, dziewczyny najpierw udały się do z wizytą do zaprzyjaźnionej i niezbyt znanej makijażystki. Swój salon otwierała dopiero koło 11:00 więc uznały, że do tego czasu na pewno da radę umalować Anabelle.
- Będziesz zachwycona. Ta dziewczyna to mistrzyni - mówiła podekscytowana co raz bardziej April.
- To dlaczego nikt o niej nie słyszał? - zapytała od niechcenia Anabelle.
- Bo nie jest typem osoby, która goni za sławą. Kiedyś mi powiedziała, że prędzej umrze niż zamieni swoją rodzinę i jej prywatność na stado celebrytów i paparazzi - odparła Chanel.
- To ciekawe podejście... Ja chyba wolałabym sławę i pieniądze...
- Oj, nie wolałabyś... Zwłaszcza w obecnej sytuacji - zażartowała Chanel, ale Annie uśmiechnęła się tylko.
- Uwaga, jesteśmy - oznajmiła wesoło April i pociągnęła za rękę Chanel, która pociągnęła Anabelle najpierw po drewnianych schodach na altanę, potem pod same czarne drzwi z klamką koloru miedzi. Brunetka zadzwoniła dzwonkiem. Po kilku sekundach można było dosłyszeć szybkie kroki, które nabierały na sile, aż wreszcie umilkły. Zamek w drzwiach zaskoczył i klamka opadła. Drzwi uchyliły się, potem jeszcze trochę, w szczelinie ukazało się kilka loków, aż wreszcie stanęła w nich stosunkowo niska dziewczyna z roześmianymi oczami i bordowymi, długimi włosami.

- Co tam laski?! - powitała "na luzie".
- Wpadłyśmy na nowy make up dla tej pani - April i Chanel rozstąpiły się i odsłoniły zdezorientowaną Anabelle.
- Jeśli to nie problem - dorzuciła od siebie, uśmiechając się nieśmiało.
- Problem? Nigdy w życiu! Właźcie!

        Wszystko co nastąpiło po przekroczeniu progu działo się dla Belle błyskawicznie. Fotel, pędzel na policzkach, gąbeczka na powiekach, zimny eyeliner i przeczesywanie rzęs grubą szczotką z czarnym tuszem. Potem przyjaciółka dziewczyn, która w tym wszystkim nie przedstawiła się, zabrała się za układanie włosów.

- Myślałam, że skończyłaś z fryzjerstwem - rzuciła Chanel.
- Bo skończyłam. Ale nie jestem teraz na służbie - odpowiedziała rozbawionym tonem, a dziewczyny zachichotały.

      Kolejne czynności makijażystki również nie zajęły dużo czasu, dlatego po jakichś 20 minutach Anabelle mogła wstać ze średnio wygodnego fotela.

- Dziękuję - powiedziała. - Mogłabym się przejrzeć?
- Nie ma czasu! - prawie krzyknęła April i złapała blondynkę pod rękę. Musimy sprawić Ci prawdziwe buty.
- Co?! Masz coś do moich balerin?! - zapytała żartobliwie An.
- Tak!!! - April aż pokręciła głową i wszystkie wybuchnęły śmiechem.

         Kiedy w końcu stanęły przed wejściem do klubu Anabelle ogarnęła dziwna rezygnacja co do tego, że przebywała teraz akurat w tym miejscu. Czuła się zupełnie obco. Nie miała bladego pojęcia, co powinna zrobić, jak się zachowywać. Najchętniej wróciłaby teraz do swojego mieszkania, zamknęła się w łazience i rozpłakała. Nigdy wcześniej nie miała okazji uczestniczyć w imprezie. Ojciec nie zgadzał się nawet, kiedy żyła jeszcze mama.
- Wchodzimy - zarządziła April, złapała nadgarstek Any i pociągnęła ją do wnętrza klubu.
 Pierwszą rzeczą jaką zobaczyła blondynka był ciemny, półokrągły tunel podświetlony pasmami światełek ledowych biegnących po równoległych krańcach ścieżki. Widząc to poczuła się jeszcze gorzej niż przed chwilą, za to jej towarzyszki, wręcz przeciwnie. W końcu właśnie wchodziły do ulubionego klubu. Po chwili, jednocześnie i bardzo wymownie spojrzały na Anabelle. Czekały na jej krok w stronę nowego życia.
Niepewnie ruszyła przed siebie...

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Hope Land of Grafic