środa, 24 grudnia 2014

Rozdział Czwarty: "Czerwień, bez względu na odcień zawsze zwróci uwagę."

          Zawsze chcemy pamiętać te najlepsze chwile z poprzedniego wieczoru - zabawę, taniec i fakt, że mogliśmy przebywać w towarzystwie przyjaciół. Niestety te wspomnienia schodzą na drugi plan, kiedy tylko nad całym naszym organizmem zaczyna panować kac. Cały ranek myślimy, jak się go szybko pozbyć, ale nasze wysiłki i tak są nadaremne, ponieważ za każdym razem trzeba czekać, aż tabletka przeciwbólowa zaczyna działać. Gorzej jest, kiedy nie wyposażyliśmy się w leki, w odpowiednim do tego czasie i musimy zdać się na tradycyjne metody, które rzadko kiedy działają tak, jakbyśmy tego oczekiwali. Jednak prawdziwa tragedia zaczyna się wtedy, gdy trzeba ubrać się i iść do pracy.
          Doskonale przekonały się o tym Chanel i April, które zapomniały uzupełnić apteczkę po ostatniej libacji alkoholowej. Nie mogły zawieść Ala, tylko dlatego, że mogło to się dla nich źle skończyć, więc bez rozmyślania jak można się z tego wywinąć, pojechały do garażu, żeby odpowiednio przygotować samochody do ulicznych wyścigów, które odbędą się już za kilka dni. Blondynka miała nadzieję, że zdoła dojść do siebie przed dzisiejszym wieczorem - Lucius obiecał jej, że będzie mogła ścigać się na motorze. W głębi ducha wiedziała, że jej strach jest nieusprawiedliwiony, ani nie oparty na niczym, ponieważ na pewno zdąży pozbierać się w przeciągu kolejnych dziesięciu godzin. Jednak nikt z nas nie myśli racjonalnie, kiedy znajduje się w stanie przedagonalnym.
- Wyglądacie, jakby przejechał po was siedmiotonowy walec - już od samego wejścia chłopaki postanowili dać im się we znaki i na dzień dobry posypały się komentarze na temat tego, jak fatalnie wyglądają. April postanowiła pokazać im wszystkim, że ma ich głęboko w poważaniu. Właśnie dlatego wystawiła w kierunku Augustusa środkowy palec, dając mu tym samym do zrozumienia, że jego zaczepka nie wywarła na niej większego wrażenia.
- Może powinnyście zająć się czymś bardziej pożytecznym, bo picie wam ewidentnie nie wychodzi - Claus również nie szczędził sobie uwag, dotyczących imprez z ich udziałem. Prawda była taka, że znał je na tyle długo aby wiedzieć, jak słabe mają głowy.
- Poprawka. One po prostu nie wiedzą, co znaczy "odpowiedzialne spożywanie alkoholu" - Dmitri, wypowiadając dwa ostatni słowa nakreślił w powietrzu cudzysłów.
- Za to ty w ogóle nie masz w swoim słowniku słowa "odpowiedzialny" - odcięła się Calder, wykonując dokładnie ten sam gest, co szatyn.
- Stary popatrz, umiera a dalej kąsa - Aaron sprawiał wrażenie zupełnie niezainteresowanego tym, co dzieje się obok niego. W rzeczywistości układanie i czyszczenie narzędzi nie przeszkadzało mu zupełnie w poprawianiu sobie humoru za pomocą wyżywania się na dziewczynach. Lubił je, ale to kochał zdecydowanie bardziej.
- Jak każda baba - Lucas, siedzący na jednym z motocykli, uśmiechnął się szeroko w kierunku dziewczyn, które ciskały w niego piorunami z oczu.
- Zabierz tę grubą, brudną dupę z mojego maleństwa, Japończyku - syknęła szatynka, a mina Maxwella natychmiast się zmieniła. Z rozbawienia przeszedł na zimną obojętność. Wiedziała, że przesadziła, ale oni również to robią, więc dlaczego ona ma siedzieć cicho?'
- Zważaj na słowa, Aniołku, bo za którymś razem mogą się one obrócić przeciwko tobie i nie będziesz miała wtedy pojęcia, jaki powinnaś wykonać ruch - chłopak podniósł się na równe nogi i wymierzył w April wskazującego palca. Ona natychmiast podniosła się z ziemi i podeszła do niego, wbijając mu w klatkę piersiową klucz francuski.
- Nie uważasz, że ciebie dotyczy to samo? Przecież jakaś baba w stanie przedagonalnym może cię zagryźć, a ty tylko nieustannie pchasz ją w tym kierunku - dwójka była tak zajęta kłóceniem się, że nie zauważyła Ala i Juana, zwabionych do warsztatu podniesionymi głosami. Szerokie uśmiechy pojawiły się na ich twarzach, ale to nie trwało długo.
- Jesteś totalną kretynką, April.
- Nie większą niż ty, baranie!
- Ja jestem kretynem?! Przecież to nie ja zabrałem Anabelle na imprezę do klubu dla gangsterów! - śmiechy i rozbawione miny obserwatorów natychmiast diametralnie zmieniły się w przerażenie. Oni wiedzieli, kto jest w pomieszczeniu i zupełnie nie powinien o tym wiedzieć. - Wczoraj przyuważyliśmy z chłopakami, jak wyprowadzacie ją z mieszkania, więc postanowiliśmy pójść się za wami i widzieliśmy wszystko. Myślisz, że Al będzie zadowolony? - uśmiechnął się zajadliwie i triumfalnie, na co dziewczyna wręcz poczerwieniała ze złości. Jej i Chanel plan był idealny, ale oczywiście ta banda niedorobieńców musiała się wplątać w coś, co ich zupełnie nie dotyczyło. Już miała się odciąć, ale usłyszała głos, przez który cała krew odpłynęła z jej ciała.
- Co? - Jones musiał mieć chwilę na przeanalizowanie wszystkiego, co usłyszał. W końcu nie codziennie może dowiedzieć się o takich nowościach na temat swojej ukochanej córeczki. - Zabrałyście Aniołka do klubu i pozwoliłyście na to, żeby jacyś obcy faceci ją dotykali?
- Nie, nie, nie... Nikt jej nie dotykał! - od razu wkroczyła Chanel, a słowa wylatywały z jej ust jak z karabinu. - Wszystko miałyśmy pod kontrolą.
Al umilkł na dłuższą chwilę, przez co dziewczyny zmieszały się trochę. Nagle wykonał ruch tak niespodziewany, że połowa zebranych nie do końca wiedziała co się wydarzyło. Mężczyzna złapał za kołnierz, stojącego najbliżej Aarona, a już sekundę po tym szarpał go za czarną koszulkę.
- Kto. Jej. Wtedy. Pilnował? - cedził przez zęby, zwiększając intensywność szarpnięć. Annabelle wydała zduszony okrzyk, ale po chwili zmógł ją ostry ból głowy. Zdołała jedynie wymienić spojrzenia z Chanel.
    Chłopak nie dał się ponieść, tylko złapał Jonesa za ręce, gdzieś w okolicy nadgarstków i spróbował odeprzeć go od siebie.
- A skąd ja mam to wiedzieć? Od dwóch dni usiłuje złożyć motor, który mi rozwaliłeś... - ku zdziwieniu wszystkich powiedział to ze stoickim spokojem, nie unosząc głosu nawet o ton. Al uspokoił się trochę, puścił czarny materiał i poklepał chłopaka po ramieniu. Ale spokój nie mógł  przecież trwać dłużej niż dziesięć sekund.- Ale możesz zapytać Lucasa i Clausa.
Al obrzucił ich spojrzeniem pełnym wściekłości, a Aaron chwycił na wpół nieprzytomną Anabelle za rękę i pociągnął do tylnego wyjścia z warsztatu.
      April odłożyła ostrożnie klucz obok siebie i cichym krokiem ruszyła w ślad za blondynką. Nie miała zamiaru dłużej tutaj przebywać, bo cała sytuacja mogła się obrócić przeciwko niej. Przygryzła mocno dolną wargę, uśmiechając się kiedy położyła już dłoń na klamce. Niestety, jak to często bywa, ktoś postanowił udaremnić próbę jej ucieczki. Augustus, korzystając z zamieszania, pobiegł za dziewczyną i szybko wśliznął się między nią a metalowe wrota do wolności. Uwielbiał jej dokuczać i chyba zwariowałby, gdyby nie wykorzystał nawet najdrobniejszej okazji, żeby zażartować. W tej chwili April pożałowała, że odłożyła narzędzie. Mogłoby przecież idealnie posłużyć do zniszczenia tego uśmiechu na jego parszywej mordzie.
- A gdzie to się Pani wybiera? Czy gwóźdź programu powinien wychodzić w trakcie show?
- Na razie mamy przerwę na reklamę młotków, nie powinieneś dołączyć? - odparła z przekąsem i jeszcze raz złapała za klamkę, na co Gus uniósł brwi i pokręcił głową.
- Nic z tego. Show mus by go on - ooo! - zaśpiewał wysokim tonem.
- Nie przeginaj  - ostrzegła, ale chłopak nic sobie z tego nie zrobił. Kiedy się odwróciła i odeszła o krok, Gus zamachną się i klepną ją w wypracowany pośladek. Podskoczyła, ale mimo zdziwienia jej reakcja była natychmiastowa, jakby mechaniczna. Trwała ułamek sekundy. Odwróciła się. Po drodze zamachnęła i wymierzyła prosto w szczękę Augustusa. Zabolały  ją splamione czerwienią kłykcie, ale uznała, że było warto. Nie spoglądając więcej ani na ofiarę, ani na zgromadzonych, którzy na chwilę zamilkli, szybkim krokiem udała się do głównego wyjścia.
      W tym samym czasie Anabelle i Aaron szli ulicą, raz po raz mijani przez pojedynczych przechodniów. Dziewczyna czuła się zmęczona i lekko przestraszona. Minęło naprawdę dużo czasu, od kiedy ostatnio była dosłownie sam na sam z chłopakiem, dlatego skrzyżowała ręce pod biustem, choć także dlatego że było jej dość chłodno - wciąż była w samej, przykrótkiej sukience. Co więcej, co raz bardziej się niecierpliwiła. Chciała wiedzieć dokąd idzie i w jakim celu. Wreszcie nie wytrzymała.
- Właściwie, gdzie idziemy?
- Nigdzie.
- Jak to?
- Nigdzie. Nie mamy celu. Nie przemieszczamy się z punktu A do punktu B, bo takowy nie istnieje.
- Rozumiem co znaczy "nigdzie" - gestem zaznaczyła cudzysłów. - Więc dlacze...
- Dlaczego Cię stamtąd zabrałem? Dobre pytanie - odwrócił się na pięcie i kontynuował spacer tyłem. -Widziałem jak bardzo mierzi cię obecność tych ludzi.
- Bzdura.
- Anabelle... Widzieliśmy się zaledwie pięć razy, a jeszcze mniej zmieniliśmy słowa, ale już zdążyłem cię rozpracować. Nie jesteś wcale taka niewinna, jak myśli Al. Jesteś tylko uśpiona. Jak wulkan.
- Nie sądz...
- Nie zaprzeczaj - powrócił do tradycyjnego marszu. - Twoja siła nie polega na eksplozjach. Skupiasz ją w sobie, a wykorzystujesz w sposób dość... Alternatywny. Mianowicie - tu zerknął na dziewczynę - skupiasz ją na przemyśleniach. To do czego dojdziesz zazwyczaj Cię denerwuje, więc resztę sił wytracasz na udawaniu. Udawaniu niewinnej i spokojnej.
Jego ton nagle się zaostrzył.
- Udawaniu przed tatusiem. Udawaniu przed samą sobą...
- Przestań! - krzyknęła, a idąca z naprzeciwka kobieta aż przystanęła ze zdziwienia. - Wystarczy. Nie chce już tego słuchać.
Aaron zwolnił, a ona przyspieszyła. Wyprzedziła go i w absolutnym podminowaniu ruszyła przed siebie. Była tak bardzo zmęczona. Tak bardzo, że pozwoliłaby się znowu zamknąć w mieszkaniu. Byle odzyskać spokój, który zawzięcie nie chciał pojawić się na horyzoncie.
- Dokładnie o tym mówiłem. - powiedział, a jego dawne opanowanie powróciło na swoje miejsce.
Potrząsnęła głową, chcąc wyrzucić z myśli usłyszane słowa.
- Nigdy nie skończysz? - rzuciła.
- Skończyłem.  I nie przedłużając sprawy, przepraszam. Nie chciałem Cię w żaden sposób urazić. Ja tylko stwierdziłem fakty.
- Doprawdy? - mruknęła z ironią.
- Tak. - odparł zupełnie normalnie. - Ale przyznaj, że nie jesteś samotniczką, tylko...
- Aaron! - zatrzymała się, odwróciła i spojrzała na niego z wyrzutem. On tylko uniósł dłonie w poddańczym geście. Przewróciła oczyma. - Idę do domu. Powiedz ojcu, że jestem bezpieczna.
       Chciała szybko ruszyć przed siebie, ale nie zauważyła dziewczyny, która szła szybko lewą stroną chodnika. Anabelle przez ta nieuwagę uderzyła ramieniem o kościsty bark nieznajomej. Wtedy też skrzyżował się ich wzrok. Była blada jak papier, przestraszona i zmęczona. Widocznie miała za sobą kilka nieprzespanych nocy... Bezgłośnie przeprosiła i uciekła. A jej włosy były ogniście czerwone, czym przyciągnęła uwagę chłopaka, który zatrzymał się w pół kroku i zaczął się jej uważnie przyglądać...

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Hope Land of Grafic